Elevator pitch, czyli słów kilka o sztuce nieprzynudzania

Wyobraź sobie, że jak co rano wsiadasz do windy w jednym z ultra nowoczesnych, kilkudziesięciopiętrowych biurowców, dajmy na to w Warszawie. Do windy wsiada, a właściwie w ostatniej chwili wbiega jeszcze KTOŚ. Naciskacie guziki panelu sterowania windą. Ty jak zawsze wybierasz ostanie z możliwych pięter, Twój towarzysz windowej podróży także.

Oczywiście pierwsze co robisz, to odruchowo wyciągasz telefon, ale przypominasz sobie, że zasięg jest  tak żenujący, że z bólem serca odkładasz smartfon do kieszeni. Muzyki też posłuchać się nie da, bo winda huczy, a do tego uszy przytykają Ci się haniebnie z uwagi na znaczące różnice ciśnień. Cóż zrobić, siła wyższa, a winda jedzie wyżej i wyżej.  Lekko krępująca cisza, klaustrofobiczna powierzchnia windy, a jeszcze tyle pięter przed Wami…. Trochę z nudów, trochę z ograniczenia windowej przestrzeni Twój wzrok przenosi się na  KTOSIA i nagle orientujesz się, ze skądś znasz człowieka. Pytanie skąd? Wykluczasz celebrytów, tych aktualnie mniej lub bardziej lansowanych w mediach, sąsiadem Twoim też on raczej nie jest, na nowego kolegę z pracy też Ci nie wygląda (przecież śledzisz uważnie wszelkie newsy personalne na firmowym intranecie) i nagle, porażony przypływem swojego geniuszu, uświadamiasz sobie, że to Najświętszy ze Świętych w korpo, w którym pracujesz (i które lubisz, zaznaczmy). Wow, myślisz sobie, co za spotkanie!

Dotychczas KTOŚ był Ci znany jedynie ze zdjęć, filmików korporacyjnych oraz z opowieści. Po kilku sekundowym „przeskanowaniu” KTOSIA dochodzisz do wniosku, że na pierwszy rzut oka człowiek jest całkiem OK i nawet taki jakiś „swój” się wydaje. A może by tak zagadać?, myślisz sobie. Jakiś small talk chociażby?! Ale od czego tu zacząć?, zachodzisz w głowę. Widna mknie wyżej, aż wreszcie dyskretny dzwoneczek obwieszcza docelowe piętro tej porannej przejażdżki.

Stracony czas

Już plujesz sobie w brodę, że nie zagaiłeś rozmowy, że nawet porządnego dzień dobry nie było, nie mówiąc o innych kurtuazyjnych uprzejmościach z Twojej strony. Szkoda, myślisz sobie, wielka szkoda. A taka dogodna sytuacja była, tylko Was dwóch w windzie, 50 pięter, co najmniej 30 sekund wspólnej podróży. A można było ten czas tak doskonale wykorzystać np. na przedstawienie się, na zapoznanie KTOSIA z Twoim na wskroś rewelacyjnym, super optymalnym, ekstremalnie innowacyjnym rozwiązaniem, nad którym ostatnio pracujesz. Ale cóż, przepadło… Może następnym razem. A może w sumie to nawet lepiej?, w duchu się pocieszasz. Spontaniczne przemówienia nie przychodzą Ci ze zbyt dużą swobodą, królem niezobowiązujących pogaduszek też byś się nie nazwał. To sztuka, którą chcesz posiąść, ale wiesz, że powinieneś nad nią jeszcze dużo popracować.

Windowa prezentacja

Powyższe tło sytuacyjne to wstęp do tego, by przybliżyć Wam czym jest elevator pitch lub elevator speech, jak kto woli. Jest to nic innego jak umiejętność wygłaszania ciekawych, syntetycznych (ok. 200 słów) i inspirujących prezentacji w bardzo krótkiej jednostce czasu ok. 30 – 40 sekund (tyle średnio winda potrzebuje na przemknęcie pomiędzy najniższą a najwyższą kondygnacją drapacza chmur). Elevator pitch ma być haczykiem przyciągającym uwagę słuchacza i wzbudzającym u niego chęć do zasięgnięcia bardziej szczegółowych informacji.

Oczywiście widna jest tu tylko trafną i zgrabną metaforą. Przemówienia w wersji super short&light sprawdzają się w dowolnych okolicznościach przyrody.

Nie ma jednego, idealnego wzorca, planu takiej skondensowanej wypowiedzi. A zatem gotowych receptur nie będzie.  Za każdym razem elevator pitch będzie zależna od wielu czynników, spośród których warto wspomnieć o podmiocie naszej wypowiedzi (czyli do kogo ją wygłaszamy) oraz jej przedmiocie (czego prezentacja dotyczy - produkt, usługa, rozwiązanie, my jako marka osobista).

Godne uwagi są także fundamentalne parametry,  które taka wypowiedź winna spełniać. Mowa tu o zasadzie „9C”[1] stworzonej przez Chrisa O'Leary.  ZWIĘZŁOŚĆ, JASNOŚĆ, ISTOTNOŚĆ, WIARYGODNOŚĆ, TREŚCIWOŚĆ, KONKRETNOŚĆ, STOSOWNOŚĆ, SPÓJNOŚĆ, DIALOGOWOŚĆ – one to właśnie czynią nasze wypowiedzi atrakcyjnymi dla uszu i serc naszych odbiorców.

Tego można się nauczyć

Wielu zapewne ucieszy fakt, iż sztuki wypowiadania się zgodnego z zasadami elevator pitch można, a nawet warto się nauczyć! Godziny poświęcone na ćwiczenie i odkrywanie tajników tej umiejętności nie okażą się zmarnowane. W czasach oszałamiającego tempa życia, rywalizacji o każdą minutę ludzkiej uwagi i koncentracji elevator pitch wydaje się być wręcz jedną z kluczowych kompetencji nowoczesnego człowieka. Kto bowiem ma dziś czas i chęć na wysłuchiwanie nużących, wielowątkowych wypowiedzi? Chcemy, żeby to co słyszymy, czy o czym czytamy było krótkie, treściwe i żebyśmy szybko wiedzieli jak mamy tę wiedzę zastosować w praktyce.

Być może zaskoczeniem dla Ciebie, Czytelniku, będzie fakt, że elevator pitch rzadko kiedy jest wypowiedzią typu ad hoc, wymyśloną ot tak w przypływie chwili. Ona, owszem, spontanicznie ma brzmieć, jednakże nie oszukujmy się - poprzedzają ją godziny przygotowań i ćwiczeń (szczególnie w fazie, gdy dopiero uczysz się i szlifujesz tę umiejętność). Praca z kartką , na której powstaje scenariusz elevator pitch, tysiące prób pod okiem eksperta, znajomego, lub chociażby przed lustrem, to standardowe etapy powstawania większości wystąpień. Także w oczekiwaniu na wenę i przypływ twórczego flow, zakasujemy rękawy i przystępujemy do praktyki! A jeśli potrzebujesz pomocy w przygotowaniu swojego elevator pitch, wiedz, że bardzo chętnie Ci w tym pomogę! Napisz maila doradca.zawodowy@sgh.waw.pl. Serdecznie zapraszam!

Kinga Strzelecka