Skuteczność, nie szczerość
Co zrobić, jeżeli szef wpadł w furię? Wycofać się czy obstawać przy swoim?
Kiedy ktokolwiek wpada w furię, czy to jest dziecko, klient czy szef, to nie kontynuujemy komunikacji. Furia, czyli silna reakcja emocjonalna, nie jest dobrym klimatem do merytorycznego załatwiania spraw. W takiej sytuacji dziecku dajemy mleczko, klientowi – szklankę wody, a szefowi – nie obrażając się – proponujemy krótką przerwę. Możemy też posłużyć się pretekstem do wycofania z takiej sytuacji. Niestety czasem, jeżeli jesteśmy w klinczu i mamy do czynienia z uściskiem szczęk buldoga, reagujemy emocjonalnie. Próbując bronić się przed furią, sami zaczynamy atakować, ponieważ wydaje nam się, że najlepszą obroną jest atak. W sytuacji zawodowej jest to błąd sztuki i wyraz małej dojrzałości po jednej i po drugiej stronie.
Co zrobić, jak ambicjonalnie dotknęła nas reakcja szefa?
Z reguły pracownicy bardzo źle znoszą sytuacje, kiedy w dobrych intencjach dzielą się z szefem swoimi uwagami, a on wpada w złość, uprzedzenia, niechęć czy złośliwość. Niektórzy czują się winni, że coś zrobili nie tak, ale większość reaguje poczuciem krzywdy, a to bardzo niebezpieczny mechanizm, ponieważ wyłącza myślenie. Poczucie krzywdy jest równie niebezpieczne jak potrzeba władzy – i jedno i drugie zaślepia.
Czy osoby krytyczne są bardziej zagrożone zwolnieniem z pracy?
To po pierwsze zależy od tego, w jaki sposób są podawane tzw. krytyczne uwagi. A po drugie od osobowości szefa i relacji z nim. Tam, gdzie mamy do czynienia z ambicjonerami i autokratami, zbyt częste dzielenie się odmienną opinią, jeszcze do tego adresowaną personalnie, rodzi stosunek uprzedzeń niemal tak silnych, jak rasowe. Myślenie nacechowane uprzedzeniami o pracowniku nadkrytycznym powoduje, że szef przestaje widzieć jego zalety, natomiast koncentruje się na wadach.
Jak poznać, co naprawdę myśli szef? Może wydawać się, że przyjmuje krytykę, a w duchu szukać pretekstu do zwolnienia nas z pracy.
Warto prosić o informację zwrotną – to znowu jeden z kanonów sztuki komunikacji. Jeśli wiemy, że szef łatwo się irytuje, że jest raptusem i histerykiem, to warto zapytać: „Czy ja pana, panie dyrektorze, nie uraziłem?”. Można też załagodzić ewentualne negatywne skutki, wtrącając: „Przecież wie pan, że ja pana szanuję, że ja pana poważam, że ja pana doceniam, ale w tej sprawie mam trochę inne podejście”.
Tylko trzeba uważać, żeby zabrzmiało to przekonująco i szczerze.
Szczerość nie jest najistotniejsza w takich sytuacjach, gdzie zarysowuje się konflikt, kiedy mamy do czynienia z niezrównoważonym szefem. Reguła, co w sercu to na języku, którą cenimy w życiu prywatnym, w pewnych sytuacjach zawodowych, a już na pewno biznesowych, się nie sprawdza. Tam pierwszoplanowe jest nastawienie na skuteczność, na przeforsowanie swojego stanowiska – wtedy liczy się skuteczność, a nie szczerość.
Czy wspólny front z kolegami z pracy poprawia naszą pozycję?
Ależ tak. I to wcale nie jest cecha makiawelizmu. Zdobywanie sojuszników jest naturalnym odruchem wszystkich ludzi, którzy mają osobowość lidera, niezależnie od pozycji formalnej. Aby przekonać szefa w korporacji lub przedsiębiorstwie, trzeba jeszcze przekonać jego zauszników i przybocznych – całą świtę.
Czy świeżo przyjętemu pracownikowi albo studentowi na praktykach wypada krytykować przełożonego?
Takie zachowanie to wyraz niedojrzałości. Od zarania dziejów, kiedy ludzie zaczęli ze sobą współpracować, istnieje tzw. okres terminowania. Nie jest dobrze widziane, jeżeli świeżo przyjęty pracownik, niezależnie od funkcji, od razu prezentuje swoją wiedzę w sposób lawinowy. Oczywiście, są tacy szefowie, którzy oczekują od nowo przyjętych, że wniosą powiew świeżości, wykażą się – pomysłowością czy umiejętnością zaprezentowania własnego stanowiska, więc nie zachęcam do tego, żeby być całkowicie defensywnym. Warto, żeby oczekiwania zostały nazwane wprost.
Młodzi ludzie często boją się krytykować wprost, a później wylewają swoje żale w internecie. Czy to dobra metoda?
Młodzi ludzie, którzy przystępują po raz pierwszy czy po raz drugi do pracy, mają potrzebę natychmiastowych sukcesów. Jeżeli uświadomią sobie, że ta potrzeba jest zbyt wygórowana lub nierealistyczna, czują się niesłychanie sfrustrowani. Pierwsze kroki w pracy są często nauką życia w nowym środowisku – jeśli tak się do tego podejdzie, wtedy łatwiej zaakceptować, że pierwszy tydzień czy miesiąc to nie jest jeszcze czas, żeby pokazywać kto ja jestem. Natomiast ludzie są zachwyceni, że się dostali, że pracują w ciekawej firmie i z tego zachwytu od razu chcą coś udowadniać. Zwłaszcza w pewnych środowiskach ludzie pieją głośno jak koguty – wtedy w hierarchii dziobania takie osoby plasują się wyżej, natomiast nieśmiali zrażają się i wyrażają swoją frustrację, żeby poprawić samopoczucie. Wtedy faktycznie lepiej wylewać żale poza pracą.
Rozmawiała: Anna Tomczyk
Źródło: www.kariera.com.pl